Wbrew pozorom to nie jest nazwa zespołu grającego psychodelicznego prog rocka tylko termin na prawdziwe urządzenie. Dziś zapoznał mnie z tym fenomenem znajomy z Japonii. Kieszonkowy jukebox, często wyposażony w świecący plastikowy ołtarzyk, odtwarza modlitwy, a raczej inwokacje Nembutsu i folkowe pieśni, głównie chińskie. Taki robotyczny modlitewnik. I przy okazji odjazdowy przedmiot. Mecha-budda występuje w najrozmaitszych modelach.
Ludzkość lubiąca dłubać w elektronice podchwyciła to jako temat na customowanie. Efekt jest conajmniej diabelski.
Nada się też na wysoce natchnioną imprezę z Ultramanem
Budda machine w akcji
Wartościowy materiał edukacyjny. Po japońsku, ale nie szkodzi, chyba nawet lepiej nie rozumieć. Rozpoczyna go mój faworyt jak dotąd.
Może kiedyś dopadnę swoją własną Budda Machine. Póki co roztaczam podziw nad zjawiskiem.