Dręczenie manekina

To the Mannequins

(Howard Nemerov, październik, 1961)

Adorable images,
Plaster of Paris
Lilies of the field,
You are not alive, therefore
Pathos will be out of place.

But I have learned
A strange fact about your fate,
And it is this:

After you go out of fashion
Beneath your many fashions,
Or when your elbows and knees
Have been bruised powdery white,
So that you are no good to anybody—

They will take away your gowns,
Your sables and bathing suits,
Leaving exposed before all men
Your inaccessible bellies
And pointless nubilities.

Movers will come by night
And load you all into trucks
And take you away to the Camps,
Where soldiers, or the State Police,
Will use you as targets
For small-arms practice,

Leading me to inquire,
Since pathos is out of place,
What it is that they are practicing.

Śmierć Manekina

(Ja, 2008)

Ze skóry pożółkłej od przelotnych spojrzeń

Zmęczonej dotykiem wełen i brokatów

Powoli się ulatniał zapach przechowalni

Spadło z peruki kilka włosów zblakłych.

Manekin zadrżał echem cudzych kroków

Jęknął zgrzytem wyginanych stawów

Stuknął o szybę za dużym pierścionkiem

I zastygł w przechyle niezbyt wyszukanym.

Wstydliwie, wśród setek innych manekinów

Wypiętych ponętnie lub wyprostowanych

Oparty leniwie o swoją granicę

Na której współczucie zostawi kółko z pary.

Potrwa to wszystko bardzo krótką chwilę

Ktoś go dostrzeże i spiesznie poprawi

Nic się nie zmieni w bujnej dekoracji

ani spowitej niepewnością sali.

Clovis Trouille pracuje nad syreną w atelier Imansa.

Wymarsz Manekinów

(Ja, posklejane z licealnych notatek – raczej dla wytrwałych)

Manekiny rozświetlone blaskiem,

drgając w amplitudzie pragnień

dźwignęły ciężki wzrok

z tronu niezmienności.

Coś stęknęło w zespoleniu

twardych ciał i sklepień kości.

Wszelką wierność tafli luster

gniecie fala niebezpieczna –

oto wymarsz manekinów!

tętent stóp nieobciążonych

żadną miarą człowieczeństwa.

Kurz z obcasów świat osnuwa

mgłą, a szyba pręży się i pęka.

Na co wzburzona rozmiarem osobliwości

wzbiera tama rzeczywistości

i coś mi szepce – przez dobór

ich rytmicznego klekotu

do pisków opon i huku

wpadających na siebie samochodów.

To informacja w języku zawiłym,

starszym nawet od dialektu z Marsa.

Jedna za drugą, wzdłuż wybiegu,

znika rewia natarczywych szpiegów

z krainy niedoścignionej.

Pośród tej sceny natchnionej

ukryłam się w jasnej witrynie

i czekam cierpliwie na zmiany.

Lata mijają leniwiej

gdy plastik sączy się z rany.